Zaraz zwariuje przez Was.
Zaraz zwariuje przez Was.
Ile razy to słyszeliście w dzieciństwie od swojej mamy, taty ? Sporo ?
Ja też, dużo razy. Tylko że moja mama naprawdę wariowała.
Ty my, ja, byłam odpowiedzialna za jej stan zdrowia, umysłu, humor.
Dodatkowo jeszcze nie umiałam siedzieć cicho jak ojciec był pijany, więc ona "dostawała" za nas. W "" bo nie było przemocy fizycznej.
Kiedyś powiedziała że do tej pory żyła dla mnie, teraz już nie ma po co żyć. I wiecie że pamiętam to ale nie odbiło się jakoś bardzo na mojej psychice. Wiedziałam że jest wtedy chora, że to choroba przez nią przemawia. Dlaczego tak powiedziała ?
Kompulsywne wtedy jadła, non stop, wtedy akurat groszki. Jako jedyną mnie cokolwiek słucha, dlatego ja powiedziałam że dużo je, że tak nie powinno być - nie pamiętam co jej powiedziałam , ale jest oczywiste że to było bardzo łagodnie.
I truła się, przyjechało pogotowie.
Chyba dwa razy się truła, może trzy.
Nic.
Nic.
Nic.
Pamiętam tylko jak ojciec z uśmiechem powiedział że zostawiła kartkę w czym ją mamy pochować.
Nic.
Cicho.
Bez rozmów.
Bez reakcji .
Żadnej reakcji na próby samobójcze mamy.
Nikt nie reagował.
Mama oczywiście żyje.
Ale może dlatego nie robi na mnie wrażenie śmierć.
Chociaż jak się dowiedziałam że koleżanka chce ze sobą skończyć, poleciałam do niej, siedziałam kilka godzin z nią. Później trochę pomagałam.